TunerX |
Wysłany: Sob 18:13, 18 Lis 2006 Temat postu: 10 tricków jak poderwac Europejczyka :) |
|
Wszyscy wiemy, że Irlandczycy są przesądni i dumni, Turcy się targują i lubią blondynki, Hiszpanie to gorącokrwiści awanturnicy, Niemcy - praktyczni i grubo ciosani, a Francuzi zarozumiali i kochliwi. Tak nam mówią mamy, ciotki, gazety i kolorowe czasopisma. Czy rzeczywiście tak jest?
Pamiętnik nastolatki :
1. "Na wielkie oczy?
Wymarzona, pachnąca i zielona Irlandia w Dublinie jest jak Warszawa: śmierdząca, głośna i pełna cwaniaczków. Czym prędzej wsiadłam więc do autobusu, który wywiózł mnie na jakieś bliżej nieokreślone wzgórza, między którymi rozrzucono domy, jak klocki, a przy czymś, co zdawało się być centrum tej szczególnej miejscowości, stał pub, mały pensjonat, poczta i sklep typu "mydło i powidło." Pierwszym mężczyzną, z którym przyszło mi się zmierzyć, był mąż właścicielki pensjonatu, odporny na uśmiechy i machanie rzęsami. Śpiewnie przeciągając głoski orzekł, że muszę poczekać na panią domu i siedział dalej na ławce, z rękami na kolanach, paląc fajeczkę. Cóż robić? Pomaszerowałam do pubu na pyszną zapiekankę z ziemniaków, ryby i sera. Barman dość uprzejmie zachwycił się, że jestem Polką i wrócił do przecierania szklaneczek. Jednak od słowa, do słowa, zaczął opowiadać o sobie i o tym, że zbiera pieniądze na profesjonalny kurs wizażu. Widząc, że słucham z uwagą puszył się i tokował, znajdując potwierdzenie własnej wspaniałości w moich otwartych szeroko oczach.
2. "Na bezradną?
Przez cały tydzień, który spędziłam w tej uroczej skądinąd mieścinie, barman wydymał pierś za każdym razem, kiedy wchodziłam do baru. Stwierdziłam, że też coś muszę z tego mieć i kiedy właścicielka pensjonatu chciała mnie oszukać na cenie pokoju z buzią w podkówkę zwierzyłam się "mojemu" barmanowi, który rycersko wymógł na babsztylu uczciwość. I oczywiście zaniósł mi plecak do autobusu!
3. "Wyginam śmiało ciało?"
Weseli, rozśpiewani, roztańczeni Hiszpanie... od lat mam wśród nich przyjaciół. A podryw? Zawsze skuteczny ? Taniec! Pozornie obojętnie, ale z wdziękiem i wigorem znaleźć się w zasięgu wzroku "ofiary" i dać się porwać rytmowi, niech ciało stopi się z nim w jedno, ale umysł... bacznie obserwuje reakcję. Działa! Yesss! Teraz jeszcze tylko.
4. Zachęcający uśmiech
Koniecznie umalowanych ust i już jest! Będzie tańczył do białego rana chyba, że zostanie zachęcony do czegoś więcej. Ale to już zależy od intencji łowczyni.
5. "Na pierwszy znak, gdy serce drgnie..."
"Nie da rady! Żeby nie wiem co, muszę go poderwać!" Właściciela pewnej dyskoteki w Stambule. 30 lat, długie blond włosy, zielone oczy... jakiś nieturecki taki. Na ogół nie lubię tego typu miejsc, ale koleżanka nalegała, więc poszłam. I wróciłam następnego wieczoru, po pełnej metamorfozie: żadnych bojówek i T-shirtów! Obcisłe jeansy, bluzeczka cała wyszyta zielono-niebieskimi i srebrnymi cekinami, makijaż, rozpuszczone włosy - istna syrena! Tutaj trzeba było przyjąć nieco inną taktykę niż wśród Hiszpanów. Turcy rzadko rozumieją słowo "nie" więc na nic podstępy i sztuczki, jeśli miałabym się oganiać od natrętów, którzy odwracaliby moją uwagę od celu. Siedziałam więc przy barze, popijając wino, potrząsając włosami, rzucając spojrzenia zza rzęs i uśmiechy do Alego oraz zniechęcając kolejnych absztyfikantów wzgardliwymi kiwnięciami głowy. To żadna sztuka poderwać Turka na ulicy, oni uwielbiają dziewczęta z zagranicy. Uwieść kogoś wartego wysiłku i kogoś, kto nam się podoba - oto radość z flirtu. Ach, rybka zaczęła łapać przynętę: półuśmieszek w kąciku ust, ukradkowe spojrzenia i ta charakterystyczna męska poza z wyprostowanymi plecami i wypiętą piersią. Czas na podryw. Zdecydowanym ruchem wyjęłam portfel z torebki, chcąc uregulować rachunek. "To na koszt firmy" usłyszałam obok siebie.
6. "Piękny umysł"
Powrót z wypadu naukowego do Stambułu nie ostudził gorących dyskusji, jakie prowadziłam z moją koleżanką, Natalią. Kłótnia o szczegóły tugry - sułtańskiej pieczęci - trwała aż samolot wystartował i mogłyśmy wyciągnąć reprodukcje z plecaków. Natalia jak zwykle miała rację. Nagle do rozmowy włączył się siedzący na zewnętrznym miejscu dystyngowany pan. Był doktorem na wydziale historii ankarskiego prywatnego uniwersytetu. Oczy mu się zaświeciły kiedy Natka radośnie referowała przebieg swoich studiów i wykład dla konferencji naukowej z poprzedniego roku. Odlecieli zostawiając mnie w oparach hiacyntów letniego pałacu Roksolany.
7. Metodą marchewki bez kija
Wyprawa rowerowa w Góry Harcu obfituje we wrażenia wzrokowe, zapierające dech w piersiach, otarcia i siniaki wszelkiego rodzaju i mnóstwo zabawy w zgranym towarzystwie. To nie jest wycieczka szkolna. A flirt może się rozwinąć zupełnie nieoczekiwanie. Wspólne obieranie marchewki i ziemniaków, zapiekanie golonki w palenisku, bandażowanie, nacieranie, delikatne opatrywanie zranionych miejsc - i nagle okazuje się, że jesteś kobietą, a nie kumplem, zestawem ścięgien i mięśni, z którymi rywalizuje się przy każdym podjeździe. Potrafisz patrzeć w gwiazdy, ale również narąbać drewna na ognisko i upiec ziemniaki w popiele, żeby pasowały do piwa. Zapewne nie na każdego działa taka metoda, ale jest naturalna i całkiem przyjemna w skutkach: noce w górach są zimne.
8. Arsenka Lupinka
"Nigdy, przenigdy nie ufaj zwariowanej pół-Włoszce, pół-Szwajcarce, która sama jedna jest jak siedem dziewcząt z Albatrosa" -- mruczałam wściekle grzebiąc wsuwką do włosów w zamku werandy w lyońskiej kamienicy. Na dodatek werandy, która wcale nie zależała do wynajmowanego przeze mnie mieszkania. Powód? Moja współlokatorka wyparowała gdzieś, zapewne spędzając kolejny wieczór na szaleńczej jeździe sportowymi samochodami po centrum. Z braku kluczy postanowiłam przenocować na werandzie mieszkania na parterze, bo tamten zamek był łatwiejszy do sforsowania. Klik. Nareszcie! Wiedziałam, że na parterze nikt nie mieszka, a na werandzie leżą nieużywane materace. Pociągnęłam jeden, by przesunąć go bliżej drzwi, gdy wtem materac zaczął się ruszać! Wrzasnęłam ze strachu, gdy silna ręka złapała mnie za ramię, a strumień światła oślepił na amen. Okazało się, że brat właściciela kamienicy wrócił z podróży i nie chcąc budzić rodziny, wpadł na taki sam pomysł jak ja. Wynikło z tego mnóstwo śmiechu i całkiem przyjemne zauroczenie.
9. i 10. prawdy stare jak świat
Nie trzeba być Holly Golightly, ani moją genialną koleżanką Natalią, żeby zrobić wrażenie na mężczyźnie z Europy, Australii czy Ameryki Południowej. Wystarcza dwie rzeczy: uśmiech i bycie sobą. Nie ulegajmy współczesnej modzie na "twarde kobiety". Zdecydowanie i pewność nie oznaczają wcale, że musimy z "nimi" nieustająco rywalizować. A żadnej roli nie da się grać bez końca. "Seksapil to nasza broń kobieca" mówi piękna piosenka i jakież to prawdziwee. Tylko musimy wiedzieć, że seksapil to nie bujna, wystawiona na pokaz seksualność, a "wdzięk, styl, czar, szyk" :). A Polki mają zasłużoną opinię pięknych i wdzięcznych obiektów westchnień. [/i] |
|